Aktualności

Zima trzyma! 2013-04-06

No i Święta za nami. Laserowcy tym razem odpoczywali, Optimiściarze mieli je spędzić pracowicie w Chorwacji i Słowenii. Niestety plan nie do końca został zrealizowany - cóż nie tylko u nas zima nie daje za wygraną.

Relacja Magdy z wielkanocnego wyjazdu:

We czwartek, 21 marca, bladym świtem, wyjechaliśmy do Chorwacji na obóz żeglarski. Jechaliśmy 13 godzin. Widok zza okna był piękny przez cala drogę. W końcu, dotarliśmy do celu - Crikvenicy. Jest to piękne miasteczko, złożone z wielu bardzo ładnych starych domków. Od razu pojechaliśmy do domu, w którym mieliśmy mieszkać. Było w nim ładnie i przytulnie, a tuż pod oknem przebiegał długi, wysoki wiadukt. Od razu zabraliśmy się za rozpakowanie bagaży, później zjedliśmy obiad i poszliśmy spać. Następnego dnia rano musieliśmy wstać wcześnie, ponieważ w ostatniej chwili okazało sie ze regaty zaczynają się dzień wcześniej niż myśleliśmy, więc szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy do portu rozpakowywać łódki. Poszło nam to całkiem sprawnie i bez problemu zdążyliśmy na - jak sie później okazało - jedyny wyścig tych regat. Drugiego dnia nie wypłynęliśmy na wodę, ponieważ nie było wiatru. Puszczenie wyścigów trzeciego dnia również się nie powiodło, bo po okolicy chodziła bora - bardzo silny wiatr z gór. Regaty się nie odbyły, ale w tym jednym wyścigu, najlepiej z naszej grupy wypadł Świstak. W poniedziałek, już po raz trzeci, nie wypłynęliśmy na wodę, bo bora przyszła. Potem, przez kolejne dwa dni, mieliśmy treningi. Pierwszego dnia było bardzo ciepło, ale drugiego juz zimniej; przez obydwa dni wiało słabo. Pakowanie do Slowenii poszło nam bardzo sprawnie. Podczas pobytu codziennie szliśmy grać w piłkę na boisko. Ostatniego dnia, zagraliśmy mecz z Chorwatami.   

We czwartek 28 marca pojechaliśmy do miejsca gdzie spędziliśmy resztę wyjazdu, czyli Portoroż. Potem okazało się, że jest to adriatyckie Monte Carlo. Na miejscu pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, było rozpakowanie i otaklowanie łódek. Niestety nie zeszliśmy na wodę tego dnia, bo nie wiało. Następnie pojechaliśmy do miejsca gdzie mieliśmy mieszkać. Wszyscy, łącznie z trenerem, byliśmy rozczarowani rozmiarami naszych kuchni. Zajęliśmy dwa apartamenty: w jednym mieszkał trener i chłopcy, a w drugim dziewczyny. Pierwszego dnia regat było zimno i bezwietrznie, przez co nie było wyścigów, ale trzymali nas nad wodą ubranych w suchary aż do 15. Cały dzień lało, więc na koniec byliśmy przemoczeni, zmarznięci i odpadały nam palce. Drugiego dnia wiało słabo, ale udało się rozegrać jeden wyścig. Było bardzo nieprzyjemnie, bo znów przez cały dzień padał deszcz i było zimno. Wieczorem ja, Paulina, Świstak, Karol i jego rodzice, którzy przyjechali w piątek wieczorem, poszliśmy na wielkanocną mszę do katedry w Piranie. Jest to miasteczko, które kiedyś było własnością Państwa Weneckiego. Aby się tam dostać musieliśmy wejść na górę, z której roztaczał się przepiękny widok. Wszędzie dookoła nas była woda , w której odbijały się światła z sąsiednich wysp. Pod nami widzieliśmy bardzo ładnie oświetlony Plac Wenecki. W niedzielę rano, na śniadanie wielkanocne poszliśmy do rodziców Karola. Jedzenie było pyszne. Po tym miłym poranku musieliśmy przygotować się do wyścigów. Na wodzie wiało bardzo mocno i deszcz nie odpuszczał. W sumie regaty zakończyły się trzema wyścigami. Najlepiej poszło znów Świstakowi oraz Michalinie. Tego dnia regat było bardzo zimno, a my musieliśmy się jeszcze spakować. Każdy po spłynięciu z wody był zmarznięty i obolały, wiec nikt nie kwapił się sie do szybkiego pakowania. Na dodatek ci, którzy spłynęli do portu wcześniej, przebrali się od razu w suche rzeczy, co w połączeniu z nieustającym deszczem nie było dobrym pomysłem. Niestety musieliśmy wziąć się w garść i spakować łódki. Zajęło nam to wyjątkowo dużo czasu, a przebywanie z mokrych rzeczach na silnym wietrze sprawiło, że zmarzliśmy jeszcze bardziej. Gdy tylko skończyliśmy pracę przy sprzęcie, ku naszej wielkiej uldze wróciliśmy do apartamentów i mogliśmy się przebrać w suche ubrania. Dyżurne, czyli ja i Wydra rozwiesiłyśmy rzeczy i poszłyśmy pomagać przy obiedzie, a reszta miała za zadanie się spakować. Po jedzeniu, mieliśmy jeszcze niecałą godzinę na skończenie pakowania i włożyliśmy bagaże do auta. Później ja i Wiktoria musiałyśmy iść dalej pełnić obowiązki dyżurnych, robiąc wszystkim kanapki na drogę. Rano wstaliśmy o 5:30,  dopakowaliśmy rzeczy, które zostały i po 45 minutach wyruszyliśmy w drogę powrotną do mroźnej i zaśnieżonej Warszawy. Jeszcze zanim zdążyliśmy wyjechać ze Słowenii, zaczął padać deszcz ze śniegiem.

Podczas wyjazdu trener Jurek jak zwykle dbał o to, abyśmy każdą wolną chwilę spędzali w pożyteczny sposób, więc każdego wieczoru ja i Karol musieliśmy robić próbne testy i ćwiczenia do testu kompetencyjnego, który będziemy pisać po powrocie, a Świstak znów dostał lekturę do czytania (tym razem była to „Zemsta"). Niestety wyjazdu  nie można zaliczyć do najbardziej udanych, ponieważ, za sprawą niesprzyjających warunków, pływaliśmy bardzo mało.

Zdjęcia na FB

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry