Aktualności

8 w skali Beauforta, czyli Palamos okiem Viki... 2012-02-01

Ferie skończone, teraz chwilę w szkole posiedzieć trzeba będzie i pouczyć się, aż do... następnego wyjazdu! A ten dopiero w marcu, ech.

Jak było teraz? Viktoria dzieli się z nami swoimi wrażeniami:

Po tygodniowym pobycie w La Molinie czekały nas dwa 'hard' tygodnie w Palamos. Nagła zmiana klimatu wzbudziła w nas świetne wymówki do niepójścia na rozruch, takie jak przeziębienie czy rozwolnienie z bólem brzucha. Podczas podróży spotkały nas niewątpliwie niewąskie sensacje, ponieważ droga była kręta bo prowadziła przez góry (odkrywcze).

Codziennie rano o nieludzkiej porze ( 7:40 ) trener wyrywa nas z łóżek na mordercze rozruchy, aczkolwiek wiemy że bardzo dobrze wpływają one na naszą kondycję.

Z rana jest chłodno, ale na szczęście potem słońce wychodzi zza chmur i z radością pędzimy do portu by wreszcie wyjść na trening. Wiatr każdego dnia jest bardzo podobny; 2 do 3 w skali Beauforta, lecz na początku i na końcu wyjazdu zaszczycił nas nieco mocniejszy wiatr i dopiero wtedy mogliśmy naprawdę pożeglować. Woda nie jest bardzo zimna, ale za to zasolona, co bardzo szkodzi naszym Optimistom i codziennie musimy czekać w ogromnej kolejce by wreszcie dobić się do ‘szlałfa' i spłukać morską wodę. Na przeszkodzie zawsze stoją nam optimiściarze z Iławy, którzy usilnie próbują wydrzeć nam z rąk węża co oczywiście jeszcze nigdy im się nie udało. Ich zemstą było dwukrotne wyłączenie nam wody,  ale trener szybko wkroczył do akcji i objaśnił im, że jeśli to się powtórzy to im nogi z d... powyrywa (chyba nie nasz Trener?! - przyp. red.). Niestety ‘styp' z naszymi kolegami było niemało, między innymi wrzucenie nam ości ryby do łódek czy podeptanie naszych żagli.

Podczas każdego obiadu i śniadania dyżurni chętnie i zapalczywie wykonują swoją robotę. Niektórzy jednak obijają się ale ci ambitni natychmiast nadrabiają po nich zaległości.

Do Palamos przyjechali Alek i Mikołaj, którzy pływali z trenerem Heniem na Laserach. Na pewno żałują, że przyjechali na tak krótko bo już w czwartek lecieli z powrotem do Polski.

Dzisiaj dzień zapowiadał się fatalnie. Miało wiać 8 ‘Bofa'. Przyjechaliśmy do portu i zaczęliśmy taklować sprzęt. Powietrze było ciężkie a nad nami wisiały ciemne cumulonimbusy. Wszystko wskazywało na burze, ale po pięćdziesięciominutowym pobycie w mieście rozpogodziło się i mogliśmy spokojnie wyjść na wodę. Tego dnia bardzo mało wiało, więc nawet nie wypływaliśmy z główek portu. Robiliśmy suche gleby i zamienialiśmy się łódkami z Laserowcami. Po 1,5 godziny spłynęliśmy do portu i pojechaliśmy do domku. Tam czekała na nas reszta zadań, które wyznaczył nam trener. Za nasze niegodne i paskudne zachowania wszystkie panie musiały spakować się całkowicie jak do wyjazdu, posprzątać apartament i znów się rozpakować. Na wykonanie tego zadania miałyśmy zaledwie pół godziny, ale myślę, że dobrze sobie z tym poradziliśmy.  Jeszcze tylko jeden trening przed nami i wracamy do domu.

Kilka fotek tu: http://www.facebook.com/uksfir

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry