W ostatnim tygodniu sierpnia, na wodach Zatoki
Tallińskiej rozegrany został Finn Gold Cup, czyli Mistrzostwa Świata w klasie
Finn. Wśród 86 startujących zawodników z 4 kontynentów znalazła się również
licząca czterech żeglarzy reprezentacja Polski. Do Estonii pojechaliśmy w
składzie: Piotrek Kula, Łukasz Lesiński, Miłosz Wojewski, i ja, czyli Michał
Jodłowski. Tallinn przywitał nas ładną, słoneczną pogodą, umiarkowaną
temperaturą i słabymi, nieprzekraczającymi 10 węzłów wiatrami. Dzięki temu
mogliśmy potrenować na akwenie regat i poczuć smak tego, co miało nas czekać
przez nadchodzący tydzień.
Gdy nadszedł pierwszy dzień regat, skończył się
jednak ten niezbyt silny, lecz stabilny wiatr. Komisja była zmuszona odroczyć
start o 2 godziny, co jak się później okazało stało się praktycznie
nieodłącznym zwyczajem. Wczesnym popołudniem pojawiła się wreszcie bryza, i
przy słabym (5-7 węzłów) wietrze udało się rozegrać dwa zaplanowane wyścigi.
Mimo zupełnie różnych przebiegów wyścigów - w pierwszym tragiczny start i ciągła
pogoń, a w drugim bardzo dobry start i od początku do końca realizacja założeń
sprzed startu, udało mi się dwukrotnie przekroczyć linię mety na 10 miejscu. Ku
mojemu zaskoczeniu, dało to 4 pozycję w klasyfikacji generalnej, pozycję
niesamowicie ciężką do obrony.
Drugi dzień był niemal bliźniaczo podobny do
pierwszego. Start ponownie odroczony o 2 godziny, zbliżony kierunek, zbliżona
prędkość wiatru. Jednak jak się przekonałem w pierwszym wyścigu, korzystna
strona zupełnie inna. Podjąłem zbyt duże ryzyko i popłynąłem najgorszy wyścig w
regatach, kończąc na 54 miejscu. Drugi wyścig dnia to zupełnie inna bajka.
Zmiana strategii, bardzo dobry start i od startu do mety żeglowałem w pierwszej
trójce, metę przekroczyłem na miejscu drugim. Radość jednak nie trwała długo,
gdyż mój numer widniał na czarnej tablicy czarnych flag - dyskwalifikacji za
falstart. Dwa fatalne rezultaty spowodowały spadek o niemal połowę tabeli, na
42 miejsce.
Całe szczęście pogoda zadbała, bym miał dużo czasu
na ochłonięcie po tak fatalnym w skutkach drugim dniu, i zaserwowała nam 2 dni
bez wiatru umożliwiającego przeprowadzenie choć jednego wyścigu. Dopiero
ostatniego dnia głównej serii regat, w piątek, pojawiło się więcej wiatru,
momentami dochodzącego do 12 węzłów. Pozwoliło to komisji rozegrać 3 wyścigi
przy bardzo zmiennym wietrze od brzegu. Niezwykle ciężko było przewidzieć, z
której strony pojawi się wiatr, w którym miejscu go zabraknie, a gdzie się
obróci. Sprawiło to, że jedynie Brazylijczyk potrafił żeglować równo w
pierwszej dziesiątce, co przekuło się na jego zwycięstwo w regatach. Ja mogę
zaliczyć ten dzień do udanych, 9, 20 i 35 miejsce w tak wymagających warunkach
na pewno nie było powodem do smutku.
Regaty ukończyłem na dobrym, 22 miejscu.
Zadowolony jestem przede wszystkim z równego poziomu, który udało mi się
utrzymać przez cały tydzień. Gdyby nie jeden błąd w postaci falstartu, wynik
byłby nawet bardzo dobry - w czołowej dziesiątce. Niestety tak to jest w tej rangi regatach, że cena
jednej pomyłki bywa niezwykle wysoka. Koledzy z reprezentacji też mieli trochę
pecha, Piotrek Kula dostał dwie żółte flagi, przez co musiał wycofać się z
ostatniego wyścigu i ukończył regaty na 31 miejscu. Miłosz Wojewski solidarnie
ze mną wyjechał na falstart przy czarnej fladze i był ogólnie 37, a Łukasz
Lesiński zdecydowanie preferuje warunki silno wiatrowe, w związku z czym
skończył Mistrzostwa Świata na miejscu 63.
Wyniki tu: http://www.finngoldcup.org/2013/data/Results/res-after-medal-overall.html
Zdjęcia: http://www.flickr.com/photos/finnclassphotos/
|