Ciągle jeszcze pobytem w Hiszpanii żyjemy. Szczęśliwie
do kolejnego wyjazdu już niedługo! Tym razem Palamos
widziane z pokładu Lasera 4,7:
Mój pobyt w
Palamos wspominam bardzo dobrze. Choć czasem wiało za mało, a innym razem za
dużo, nie użalam się zbytnio na brak treningów;) Na Laserze pływało mi się znakomicie.
Zresztą, chyba tak jak wszystkim!
Na początku
było mi trochę nieswojo, ale potem potem było już tylko lepiej.
Pierwszego dnia, zaraz po
przybyciu z Barcelony do Palamos, wyruszyliśmy do naszych pokoi. Oczywiście, zaraz zrobiła się
kłótnia, no dobra, drobna sprzeczka, kto i gdzie ma spać:)
Następnego dnia, raźno ruszyliśmy na rozruch. Po "cudownym"
biegu, nadeszła pora na serie ćwiczeń. Gdy wróciliśmy, nasi pracowici dyżurni
zaczeli przygotowywać śniadanie, czyli "zapieksy", jak to mówi Miśka. 2 godziny
później pojechaliśmy do portu, aby po wielu krzykach naszego pracowitego
trenera Jurka, rozpakować łódki. Oliwii i mnie szło to raczej opornie, ale
koledzy nam pomogli;) Podczas treningu nie mogłam się nie uśmiechnąć na widok
miny Optymiściarzy, gdy ich mijałam:)
Wiele było takich dni, więc nie wszystko tak dobrze pamiętam
jak ten pierwszy:(
Niestety, wiatr nam na początku nie sprzyjał, co dało nam
możliwość poznania miasta i wydania przy okazji prawie wszystkich swoich
pieniędzy!
Pod koniec wyjazdu mocno przywiało (podobno 6-7 w skali Beauforta), więc spakowaliśmy łódki i oczywiście wyruszyliśmy do miasta, aby o 18 być z
powrotem w La Fosce i jeść obiad. Następnie spakowaliśmy się, posprzątaliśmy w
pokojach i zaczęliśmy się smucić że już wyjeżdżamy:(
Na Laserze
pływa się mi o wiele szybciej, choć nie łatwiej. Wciąż nie mogę się
przyzwyczaić do tych długich szotów i linek, ale już trochę ogarniam!(przynajmniej
taką mam nadzieję)
Mam nadzieję,
że następne wyjazdy do Palamos będą tak wspaniałe jak ten.
Zosia:)
|