Aktualności

Najpierw trenuj, potem zwiedzaj czyli... 2011-11-27

Hongkong według Marty

Czwarty dzień pływania podobnie jak trzeci był świetnym dniem do żeglowania. Warunki zupełnie się od siebie różniły, ale dzięki temu byliśmy w stanie maksymalnie wykorzystać czas spędzony na wodzie. W poniedziałek było bardzo wietrznie, ale za razem stabilnie. Natomiast we wtorek wiatr pomniejszał swoją siłę z godziny na godzinę, co skutkowało holowaniem do portu. Resztę dnia spędziliśmy na zakupach, pobliski targ okazał się idealnym miejscem odpoczynku dla polskich, młodych żeglarzy. Wyszukując ciekawych pamiątek mieliśmy dużo frajdy z targowania się z miejscowymi sprzedawcami. Po wyczerpującym popołudniu nadszedł czas na obiad. Jak codziennie pan Marek zabrał nas do chińskiej restauracji, w której każdy znalazł coś dla siebie. To był świetny dzień nie tylko pod względem treningu, ale zarówno turystyki i odpoczynku. Mnóstwo śmiechu, świetna pogoda, żeglarstwo i dobre jedzenie, to jest wszystko czego nam do szczęścia potrzeba J.

Czwartek był pierwszym dniem zwiedzania najbardziej niezwykłego miejsca na świcie w jakim do tej pory byliśmy. Ku naszemu zdziwieniu pogoda po raz kolejny była wspaniała od samego rana,  co sprawiło, że poczuliśmy się jakby znowu były wakacje. Po spotkaniu w yacht clubie ruszyliśmy na podbój Hong Kongu. Wszystko było dokładnie zaplanowane przez pana Marka, który okazał się być nie tylko świetnym trenerem, ale zarówno przewodnikiem. Opowiadał nam o wszystkim w taki sposób, że słuchaliśmy z zafascynowaniem. Wycieczka była tak niesamowita, że dopiero wieczorem zdaliśmy sobie sprawę z tego, że minęło wiele godzin od kiedy wyjechaliśmy z klubu i niestety pomału nadchodzi czas, aby  wracać do domu. Cały dzień był nastawiony na zwiedzanie, ale mimo tego nie było nudno ani przez minutę. Pan Marek zasypywał nas anegdotkami, legendami, a nawet oferował cukierki za znalezienie odcisków dłoni dwóch słynnych aktorów w alei gwiazd. Przepływając promem na wyspę, podziwialiśmy wspaniałe budynki, będące największą ozdobą tego miasta, szczególnie nocą, o czym się przekonaliśmy kilka godzin później. Do teraz jestem pod wrażeniem widoków, które były główną atrakcją dzisiejszego dnia. Pełni wrażeń koło godziny dwudziestej byliśmy już zmęczeni, a to jeszcze nie był koniec. Bowiem czwartek nie polegał tylko na podziwianiu okolicy, ale również tego dnia przeżyliśmy swoje pierwsze święto dziękczynienia. Spędziliśmy je w domu Geralda, gdzie było tak sympatycznie, że na pewno na długo zapadnie nam w pamięci ten wieczór. Od samego rana byliśmy przepełnieni radością, co zawdzięczaliśmy naszemu wspaniałemu przewodnikowi, ale także całej ekipie. Wszystko było świetnie zaplanowane, a atmosfera nie mogłaby być lepsza. Po takich doznaniach już nie mogę się doczekać jutra, a jedyne co mnie martwi, to, to iż w poniedziałek wracamy do naszej szarej rzeczywistości. Na szczęście mamy całą masę zdjęć, dzięki którym w chłodny, zimowy wieczór będziemy mogli umilić sobie czas wspominając niezwykłe, listopadowe wakacje.

Zdjęcia

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry