Aktualności

Morze Południowochińskie i my! 2011-11-22

Wielkie miasto, mali ludzie i dużo kasy...

No i my, czyli Marta, Cypek, Michał i Matys.

Wylądowaliśmy w HKG i od razu zapakowaliśmy się w rozwalającego się busa Toyoty.

Atmosfera trochę nerwowa, ale w końcu dojechaliśmy do domu i od razu poszliśmy spać. Kolejnego dnia już mocno nerwowo popłynęliśmy z chińskim dziadkiem do portu, z którego mieliśmy daleką drogę do klubu Royal Hong Kong Yacht Club, gdzie trenujemy.  W ulicznych knajpach jedzenie jest bardzo dobre, ale  nie wszystkim smakuje i chcą jeść pizzę. Na treningach jest pierwszorzędnie, ale wiatr jest bardzo zmienny i nieprzewidywalny. Mieliśmy parę przygód: zatrzymała nas policja i byli bardzo mili, również Michał zgubił torbę bo była bardzo brzydka i nie fajna (bombowa) i nie zapakowali jej do samolotu*. Ogólnie jest fenomenalnie - jeździmy metrem i autobusami do portu co zajmuje ponad godzinę. Wszędzie występują stare samochody. Dzień nasz wygląda następująco:

1.       Pobudka

2.       Śniadanie

3.       Jazda do portu

4.       Trening

5.       Jazda na obiad

6.       Obiad

7.       Nauka

8.       Spanie

 

Ulegnie to małej modyfikacji, w planie mamy jeszcze (oprócz pływania) zobaczyć  dzielnicę Stanley, w której jest bardzo duży targ, na którym mamy zamiar kupić jakieś podróby. Obejrzymy Hong Kong z wysokości oraz symfonię świateł w Kowloon. Pobyt  zakończymy udziałem w Mistrzostwach Hong Kongu

* Jak w końcu ją przywieźli to  bez outhoul'u. Matysowi również jakiś celnik kolekcjoner poprowadził listwy a Marcie trójkąt...

Relacja odrobinę ocenzurowana - redaktor wyciął zdanie, które jego tyczyło, gdyż zupełnie nieprawdziwe było - miejscowe jedzenie jest bardzo dobre i zdrowe, i to nieprawda, że krew do skrzydełek dolali;-)!

Tu kilka poglądowych zdjęć...

 

 

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry