Za naszymi zawodnikami
regatowy maraton pod znakiem litery ‘W', czyli starty w Warnemuende i Workum. Kuba
11 w Mistrzostwach Europy i choć apetyty po pierwszych dwóch dniach były
zdecydowanie większe - nie ma co narzekać - to świetny wynik! Oczywiście można
sobie gdybać, jak regaty potoczyłyby się gdyby wyścigi finałowe zostały
rozegrane - cóż taki sport czasami za mało wiatru, a czasami za dużo...
Relacje uczestników z obu
imprez poniżej...
Warnemuende
Przyjechaliśmy z Pucka do Warnemuende pierwszego dnia lipca. Od
razu wzięliśmy się za rozpakowanie rzeczy i rozłożenie namiotów.
Następny dzień rozpoczynał regaty.
Niestety zbyt silny wiatr nie sprzyjał żegludze (40 węzłów), przez co
sędziowie bardzo szybko odwołali wyścigi.
Tego samego dnia w ramach wolnego
czasu zwiedzaliśmy miasto z nowopoznanymi przyjaciółmi z Hong Kongu. Po
powrocie czekała nas jeszcze praca nad naszymi, lekko podmokłymi przez ulewne
deszcze, namiotami. Po uporaniu się z tym drobnym problemem czekało na nas
prawdziwe wyzwanie. Okazało się bowiem, że namiot Marka i Kuby ma słabą budowę,
gdyż rurki wyginały się pod naporem dość dużego wiatru. Mimo tego udało na się
rozwiązać ten problem.
Drugiego dnia regat zeszliśmy na wodę późnym popołudniem z
powodu gęstej mgły (nawet nie było widać główek portu) rozciągającej się nad
naszym akwenem regatowym.
Jednak udało się w tym dniu rozegrać 2 wyścigi przy zmiennym
wietrze. Wyścigi były puszczane sprawnie, trasa była równo ustawiona. Zabawnym
aspektem każdego startu był statek komisji, którego wielkość można porównać do
małego promu.
Kolejnego dnia rozegrano 3 wyścigi przy wietrze około 3 bft.
i 1,5m fali. Czuliśmy się więc niczym ryby w wodzie, gdyż na treningach przed
wyjazdem ćwiczyliśmy w porównywalnych warunkach.
Ostatniego dnia regat, z powodu niekorzystnych warunków
wietrznych, (braku wiatru) sędziowie odwołali wyścigi.
Ostatecznie regaty zakończyły się dla nas pomyślnie. Kuba
zajął - 3 miejsce; Cypek - 6; Matys - 15; Marek - 24; Mikołaj - 26.
Z uśmiechem na twarzy
pojechaliśmy na następne regaty.
Workum
W drodze z zakończonego sukcesem pucharu Europy słońce
wskazywało nam cel naszej podróży. Przybyliśmy wieczorem do Workum i
podziwialiśmy nasze nowe mieszkanie.
Następnego
dnia wstaliśmy o 9:35 i pół, potem zjedliśmy pożywne i apetyczne śniadanie.
Następnie poszliśmy do portu w celu rozpakowania naszych łódek z naszej pięknej
przyczepy. Zeszliśmy na wodę na krótki trening 3 godziny i 5 minut. Po zejściu
z wody pojechaliśmy na pomiary.
Zrobiło to na nas ogromne wrażenie. Niektórzy z nas nie
poradzili sobie z tym wyzwaniem i musieli prostować końcówki. Po średnio
udanych pomiarach wróciliśmy do domu.
Zjedliśmy obiad bogaty w węglowodany. Potem poszliśmy na
miasto, wszystkie sklepy były zamknięte już o 20. Wróciliśmy do domu i
poszliśmy spać.
Drugiego dnia dyżurni wstali o
8:30, reszta o 9:05. Zjedliśmy śniadanie, następnie dyżurni sprzątnęli stół,
kuchnie i popłynęliśmy pontonem do portu. Zeszliśmy na trening o godzinie
11:32. Pływali z nami przyjaciele z Hong Kongu. Pływał z nami także „Kibel" i
koleżanki z Hiszpanii: Yolanda Luque Gonzalez i Lucia Presa Yllera. Były bardzo
„friendly", co zapoczątkowało naszą nową międzynarodową przyjaźń. Tego dnia
byliśmy na wodzie 4 godziny. Zjedliśmy obiad i poszliśmy do portu, gdzie
poznaliśmy resztę naszych hiszpańskich koleżanek. Ten dzień zakończył się
pomyślnie.
Następnego dnia o stałej godzinie
zeszliśmy na wodę na krótki, 2,5 godzinny trening. Po nim pojechaliśmy
podziwiać tamę oraz kilka holenderskich miast. Pogoda niestety nie sprzyjała,
ale to nie zmieniło naszego bardzo dobrego nastroju. Wszyscy z zaciekawieniem
czekaliśmy na następny i równocześnie pierwszy dzień regat.
W czasie oczekiwań wzięliśmy
udział w rozpoczęciu tych jakże ważnych dla nas regat. Rozpoczęcie zrobiło na
nas niesamowite wrażenie, nikt nie słyszał co mówił organizator, ale i tak było
fajnie. Po otwarciu wróciliśmy do domu
i obejrzeliśmy kolejną część „American Pie".
Po filmie poszliśmy spać, aby zregenerować siły na pierwszy
dzień regat.
Pierwszego
dnia regat o godzinie 10 została wywieszona flaga „AP" na dwie godziny. Było to
spowodowane mocnym zachodnim wiatrem. Produktywnie spędziliśmy ten czas,
ponieważ lepiej poznaliśmy nasze hiszpańskie koleżanki. Flaga odroczenia
została zdjęta po jednej godzinie i 15 minutach. Z tego powodu w porcie
zapanował chaos. Niektórzy nie ogarnęli tematu i nie zeszli w porę na wodę.
Tego dnia odbyły się 2 wyścigi przy sile wiatru 3 do 4 B i
dość drobnej fali. Tego dnia byliśmy bardzo zadowoleni z wyników, ale Cypkowi
rozwalił się obciągacz bomu.
2 dnia
regat wyścigi odbyły się punktualnie. Spędziliśmy na wodzie 7 godzin, gdyż było
to spowodowane dużą ilością falstartów generalnych oraz zmiennym kierunkiem
wiatru. Falstarty były spowodowane zbyt wysokim ustawieniem pinu względem
statku . Wyniki tego dnia polepszyły się, spadły oraz zostały takie jakie były.
Po powrocie do domu zjedliśmy obiad oraz obejrzeliśmy
kolejną część „American Pie". Poszliśmy spać aby zregenerować siły.
3 dnia
wyścigi nie odbyły się z powodu braku wiatru. W ramach zabawy kąpaliśmy się.
Następnego
dnia odbyły się 3 wyścigi przy wietrze 2-5 B. Był to pechowy dzień dla Polaków.
Poprzez nasze falstarty pogrążyliśmy się w żałobie z powodu straconych pozycji.
Był to też dzień radości, ponieważ zarówno Marek, jak i Kuba weszli na pierwszą
boję w pierwszej dwójce. Wyścigi skończyły się około 16:15. Po wyścigach
mieliśmy zapewniony pyszny poczęstunek, z którego nie skorzystaliśmy. Był to
jednak czas produktywnie spędzony, ponieważ ćwiczyliśmy hiszpański.
Przez
kolejne 2 dni wyścigi się nie odbyły z powodu zbyt dużej lub zbyt małej ilości
wiatru.
Dnia 14.07
o godzinie 12:35 rozpoczęliśmy pakowanie. Zajęło to nam 1 godzinę i 13 minut. O
godzinie 18 oficjalnie zakończono Mistrzostwa Europy Lasera 4.7 w 2011 roku. A
ruscy się spóźnili. Na głównej scenie wystąpili zwycięzcy regat. Pojawili się
tam nasi koledzy: Filip i Lew.
|