Aktualności

Nie zawsze układa się tak, jak chcielibyśmy… 2011-07-21

Za naszymi zawodnikami regatowy maraton pod znakiem litery ‘W', czyli starty w Warnemuende i Workum. Kuba 11 w Mistrzostwach Europy i choć apetyty po pierwszych dwóch dniach były zdecydowanie większe - nie ma co narzekać - to świetny wynik! Oczywiście można sobie gdybać, jak regaty potoczyłyby się gdyby wyścigi finałowe zostały rozegrane - cóż taki sport czasami za mało wiatru, a czasami za dużo...

Relacje uczestników z obu imprez poniżej...

Warnemuende

Przyjechaliśmy z Pucka do Warnemuende pierwszego dnia lipca. Od razu wzięliśmy się za rozpakowanie rzeczy i rozłożenie namiotów.

Następny dzień rozpoczynał regaty. Niestety zbyt silny wiatr nie sprzyjał żegludze (40 węzłów), przez co sędziowie bardzo szybko odwołali wyścigi.

Tego samego dnia w ramach wolnego czasu zwiedzaliśmy miasto z nowopoznanymi przyjaciółmi z Hong Kongu. Po powrocie czekała nas jeszcze praca nad naszymi, lekko podmokłymi przez ulewne deszcze, namiotami. Po uporaniu się z tym drobnym problemem czekało na nas prawdziwe wyzwanie. Okazało się bowiem, że namiot Marka i Kuby ma słabą budowę, gdyż rurki wyginały się pod naporem dość dużego wiatru. Mimo tego udało na się rozwiązać ten problem.

Drugiego dnia regat zeszliśmy na wodę późnym popołudniem z powodu gęstej mgły (nawet nie było widać główek portu) rozciągającej się nad naszym akwenem regatowym.

Jednak udało się w tym dniu rozegrać 2 wyścigi przy zmiennym wietrze. Wyścigi były puszczane sprawnie, trasa była równo ustawiona. Zabawnym aspektem każdego startu był statek komisji, którego wielkość można porównać do małego promu.

Kolejnego dnia rozegrano 3 wyścigi przy wietrze około 3 bft. i 1,5m fali. Czuliśmy się więc niczym ryby w wodzie, gdyż na treningach przed wyjazdem ćwiczyliśmy w porównywalnych warunkach.

Ostatniego dnia regat, z powodu niekorzystnych warunków wietrznych, (braku wiatru) sędziowie odwołali wyścigi.

Ostatecznie regaty zakończyły się dla nas pomyślnie. Kuba zajął - 3 miejsce; Cypek - 6; Matys - 15; Marek - 24; Mikołaj - 26.

Z uśmiechem na twarzy pojechaliśmy na następne regaty.

Workum

W drodze z zakończonego sukcesem pucharu Europy słońce wskazywało nam cel naszej podróży. Przybyliśmy wieczorem do Workum i podziwialiśmy nasze nowe mieszkanie.

Następnego dnia wstaliśmy o 9:35 i pół, potem zjedliśmy pożywne i apetyczne śniadanie. Następnie poszliśmy do portu w celu rozpakowania naszych łódek z naszej pięknej przyczepy. Zeszliśmy na wodę na krótki trening 3 godziny i 5 minut. Po zejściu z wody pojechaliśmy na pomiary.

Zrobiło to na nas ogromne wrażenie. Niektórzy z nas nie poradzili sobie z tym wyzwaniem i musieli prostować końcówki. Po średnio udanych pomiarach wróciliśmy do domu.

Zjedliśmy obiad bogaty w węglowodany. Potem poszliśmy na miasto, wszystkie sklepy były zamknięte już o 20. Wróciliśmy do domu i poszliśmy spać.

Drugiego dnia dyżurni wstali o 8:30, reszta o 9:05. Zjedliśmy śniadanie, następnie dyżurni sprzątnęli stół, kuchnie i popłynęliśmy pontonem do portu. Zeszliśmy na trening o godzinie 11:32. Pływali z nami przyjaciele z Hong Kongu. Pływał z nami także „Kibel" i koleżanki z Hiszpanii: Yolanda Luque Gonzalez i Lucia Presa Yllera. Były bardzo „friendly", co zapoczątkowało naszą nową międzynarodową przyjaźń. Tego dnia byliśmy na wodzie 4 godziny. Zjedliśmy obiad i poszliśmy do portu, gdzie poznaliśmy resztę naszych hiszpańskich koleżanek. Ten dzień zakończył się pomyślnie.

Następnego dnia o stałej godzinie zeszliśmy na wodę na krótki, 2,5 godzinny trening. Po nim pojechaliśmy podziwiać tamę oraz kilka holenderskich miast. Pogoda niestety nie sprzyjała, ale to nie zmieniło naszego bardzo dobrego nastroju. Wszyscy z zaciekawieniem czekaliśmy na następny i równocześnie pierwszy dzień regat.

W czasie oczekiwań wzięliśmy udział w rozpoczęciu tych jakże ważnych dla nas regat. Rozpoczęcie zrobiło na nas niesamowite wrażenie, nikt nie słyszał co mówił organizator, ale i tak było fajnie. Po otwarciu wróciliśmy do domu  i obejrzeliśmy kolejną część „American Pie".

Po filmie poszliśmy spać, aby zregenerować siły na pierwszy dzień regat.

Pierwszego dnia regat o godzinie 10 została wywieszona flaga „AP" na dwie godziny. Było to spowodowane mocnym zachodnim wiatrem. Produktywnie spędziliśmy ten czas, ponieważ lepiej poznaliśmy nasze hiszpańskie koleżanki. Flaga odroczenia została zdjęta po jednej godzinie i 15 minutach. Z tego powodu w porcie zapanował chaos. Niektórzy nie ogarnęli tematu i nie zeszli w porę na wodę.

Tego dnia odbyły się 2 wyścigi przy sile wiatru 3 do 4 B i dość drobnej fali. Tego dnia byliśmy bardzo zadowoleni z wyników, ale Cypkowi rozwalił się obciągacz bomu.

2 dnia regat wyścigi odbyły się punktualnie. Spędziliśmy na wodzie 7 godzin, gdyż było to spowodowane dużą ilością falstartów generalnych oraz zmiennym kierunkiem wiatru. Falstarty były spowodowane zbyt wysokim ustawieniem pinu względem statku . Wyniki tego dnia polepszyły się, spadły oraz zostały takie jakie były.

Po powrocie do domu zjedliśmy obiad oraz obejrzeliśmy kolejną część „American Pie". Poszliśmy spać aby zregenerować siły.

3 dnia wyścigi nie odbyły się z powodu braku wiatru. W ramach zabawy kąpaliśmy się.

Następnego dnia odbyły się 3 wyścigi przy wietrze 2-5 B. Był to pechowy dzień dla Polaków. Poprzez nasze falstarty pogrążyliśmy się w żałobie z powodu straconych pozycji. Był to też dzień radości, ponieważ zarówno Marek, jak i Kuba weszli na pierwszą boję w pierwszej dwójce. Wyścigi skończyły się około 16:15. Po wyścigach mieliśmy zapewniony pyszny poczęstunek, z którego nie skorzystaliśmy. Był to jednak czas produktywnie spędzony, ponieważ ćwiczyliśmy hiszpański.

Przez kolejne 2 dni wyścigi się nie odbyły z powodu zbyt dużej lub zbyt małej ilości wiatru.

Dnia 14.07 o godzinie 12:35 rozpoczęliśmy pakowanie. Zajęło to nam 1 godzinę i 13 minut. O godzinie 18 oficjalnie zakończono Mistrzostwa Europy Lasera 4.7 w 2011 roku. A ruscy się spóźnili. Na głównej scenie wystąpili zwycięzcy regat. Pojawili się tam nasi koledzy: Filip i Lew.   

 

 

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry