Ostatnie nasze tegoroczne zgrupowanie w Palamos dobiegło
nieuchronnego końca... Wiosna za oknami, co oznacza, że na rodzime akweny czas
wracać! Czekamy z utęsknieniem na kolejną zimę - ¡Nos encanta Palamós!
Jak było? Relacja uczestników (kompletnie nieocenzurowana)
poniżej...
21 marca pierwszego
dnia wiosny zamiast na wagary wylecieliśmy na tygodniowe zgrupowanie, tak dla
odmiany żeglarskie, do naszego ulubionego Palamos. Od samego początku dopisywał
nam dobry humor i wspaniała pogoda. Przez cały wyjazd świeciło słońce. Pogoda
byłaby idealna gdyby wiatr zachciał powiać trochę mocniej. Po kilku dniach
kąpiele w morzu i basenie stały się już rutyną. Chętniej szliśmy się pluskać w
wodzie niż odwiedzić centrum miasta. Jedną z nowości były pływające meduzy,
które z sukcesem udawało nam się wyławiać i „strzelać" im foty. Oczywiście
trener Jurek nie odpuszczał nam wyczerpujących porannych rozruchów, które
zostały urozmaicone kolejnym odcinkiem plaży. Po dotarciu do portu zawsze
mieliśmy chwilę na przygotowanie łódek i wyruszaliśmy na ok. 4-5 godzinny
trening. Na początek każdego dnia ćwiczyliśmy naszą technikę żeglowania, a po
zjedzeniu przygotowanego samodzielnie rano prowiantu odbywały się krótkie i
długie wyścigi z innymi polskimi klubami, które w większości, co nie było
zaskoczeniem, wygrywał Max. Karola i Antek też byli niewiele dalej, ale również
najmłodsi, w szczególności Magda i Piter, dojeżdżali w czubie. W Palamos
spotkaliśmy naszą ulubioną sędzię Panią Zosię, która w towarzystwie dwóch załóg
przygotowywała się do Igrzysk Wojskowych w Żeglarstwie. Pływali na bardzo
szybkich łódkach J80. Drugiego dnia, po zrobieniu zakupów, trener zauważył
podjadającego chipsy Janka. W konsekwencji dostaliśmy zakaz na chodzenie do
sklepu, jednak nasz kochany trener odwołał swoje postanowienie po dwóch dniach.
Niektórzy tak się z tego uciszyli, że postanowili zaszaleć. Rekordzistą został
Piter, który za swoje łakocie (zaznaczam, że do końca zostały trzy dni)
zapłacił 25 euro (dowód w postaci zdjęcia w załączniku). Dla niektórych wyjazd
ten był przełomowy, posiedli umiejętności o jakich wcześniej nie myśleli. Na
przykład Lesti został operatorem I klasy szczotki pokojowej (tu też zdjęcie na
dowód). Przy okazji dowiedzieliśmy się, że u niektórych podobno w domu stół zamiata się tą samą
miotłą co podłogę.
Wyjazd minął w
bardzo miłej atmosferze przerywanej przez nasze niewinne dowcipy i (oksymoron
do) ciche, delikatne i dyskretne zwracanie nam uwagi przez trenera, gdy my,
biedne dzieci zrobiliśmy coś źle.
|