Aktualności

Last but not least… 2011-04-08

Ostatnie nasze tegoroczne zgrupowanie w Palamos dobiegło nieuchronnego końca... Wiosna za oknami, co oznacza, że na rodzime akweny czas wracać! Czekamy z utęsknieniem na kolejną zimę - ¡Nos encanta Palamós!

Jak było? Relacja uczestników (kompletnie nieocenzurowana) poniżej...

 

21 marca pierwszego dnia wiosny zamiast na wagary wylecieliśmy na tygodniowe zgrupowanie, tak dla odmiany żeglarskie, do naszego ulubionego Palamos. Od samego początku dopisywał nam dobry humor i wspaniała pogoda. Przez cały wyjazd świeciło słońce. Pogoda byłaby idealna gdyby wiatr zachciał powiać trochę mocniej. Po kilku dniach kąpiele w morzu i basenie stały się już rutyną. Chętniej szliśmy się pluskać w wodzie niż odwiedzić centrum miasta. Jedną z nowości były pływające meduzy, które z sukcesem udawało nam się wyławiać i „strzelać" im foty. Oczywiście trener Jurek nie odpuszczał nam wyczerpujących porannych rozruchów, które zostały urozmaicone kolejnym odcinkiem plaży. Po dotarciu do portu zawsze mieliśmy chwilę na przygotowanie łódek i wyruszaliśmy na ok. 4-5 godzinny trening. Na początek każdego dnia ćwiczyliśmy naszą technikę żeglowania, a po zjedzeniu przygotowanego samodzielnie rano prowiantu odbywały się krótkie i długie wyścigi z innymi polskimi klubami, które w większości, co nie było zaskoczeniem, wygrywał Max. Karola i Antek też byli niewiele dalej, ale również najmłodsi, w szczególności Magda i Piter, dojeżdżali w czubie. W Palamos spotkaliśmy naszą ulubioną sędzię Panią Zosię, która w towarzystwie dwóch załóg przygotowywała się do Igrzysk Wojskowych w Żeglarstwie. Pływali na bardzo szybkich łódkach J80. Drugiego dnia, po zrobieniu zakupów, trener zauważył podjadającego chipsy Janka. W konsekwencji dostaliśmy zakaz na chodzenie do sklepu, jednak nasz kochany trener odwołał swoje postanowienie po dwóch dniach. Niektórzy tak się z tego uciszyli, że postanowili zaszaleć. Rekordzistą został Piter, który za swoje łakocie (zaznaczam, że do końca zostały trzy dni) zapłacił 25 euro (dowód w postaci zdjęcia w załączniku). Dla niektórych wyjazd ten był przełomowy, posiedli umiejętności o jakich wcześniej nie myśleli. Na przykład Lesti został operatorem I klasy szczotki pokojowej (tu też zdjęcie na dowód). Przy okazji dowiedzieliśmy się, że u niektórych  podobno w domu stół zamiata się tą samą miotłą co podłogę.

Wyjazd minął w bardzo miłej atmosferze przerywanej przez nasze niewinne dowcipy i (oksymoron do) ciche, delikatne i dyskretne zwracanie nam uwagi przez trenera, gdy my, biedne dzieci zrobiliśmy coś źle.

 

 

powrót do poprzedniej strony
 

wspierają nas:




 
 

do góry