We czwartek rozpoczęliśmy
pierwsze z cyklu zimowych zgrupowań. W naszym ulubionym Palamos rzecz jasna,
jakżeby inaczej, Optimiściarze i Laserowcy przygotowywać się będą do kolejnego
sezonu. I nie straszny im chłód z jakim
przywitała ich Hiszpania, mówi się trudno
i trenuje dalej;-), wszak nikt upałów nie obiecywał!
Wiatr tylko mógłby lekko zelżeć, bo na pierwsze pływania po przerwie za silny jest i porywisty za bardzo! Prognozy obiecują poprawę, więc bądźmy dobrej
myśli!
Optimiściarzy relacja dzień po dniu...
DZIEŃ
1
Pierwszego
dnia o 5:30 wszyscy spotkaliśmy się na lotnisku. Później około 45 min
czekaliśmy żeby wsiąść do samolotu. Niestety, jak staliśmy w kolejce do samolotu
z początku kolejki wylądowaliśmy na samym
końcu, ponieważ Piterowi zachciało się do toalety [sic!]. Gdy wsiedliśmy do samolotu nadal czekaliśmy
20-30 min. Później okazało się, że będą odladzali skrzydła. Wreszcie
wystartowaliśmy!!! W czasie lotu nie
zabrakło turbulencji, wręcz przeciwnie było ich w nadmiarze! Gdy wreszcie
dolecieliśmy na miejsce, musieliśmy jeszcze tylko otaklować łódki. Zajęło nam
to tak dużo czasu, że było już za późno na pływanie. Po pysznym obiedzie
przygotowanym przez naszego trenera, padliśmy jak muchy na łóżko. Nastał kolejny dzień...
DZIEŃ 2
Drugiego dnia wstaliśmy o 7:50. O 8:30 mieliśmy rozruch. Gdy
wróciliśmy do domu musieliśmy się wykąpać, zjeść śniadanie i odrobić lekcje. O
11:30 byliśmy w porcie. Niestety nie wypłynęliśmy gdyż wiało 35 węzłów a w
szkwałach do 40. Dlatego poszliśmy w miasto. Długo chodziliśmy i dużo
bawiliśmy się na placu zabaw. Rzucaliśmy się nasionami tutejszych drzew. W
drodze powrotnej zdążyliśmy jeszcze zrobić drobne zakupy. Po wyprawie do miasta
oglądaliśmy wyczyny serferów. Do domu przyszliśmy ok. 17:00. Następnie
poszliśmy grać w piłkę na plaży a laserowcy
poszli biegać. Gdy graliśmy, piłka wpadła nam do wody. Piotrek wskoczył po nią
w butach i spodniach. Gdy wróciliśmy do domu zjedliśmy obiadokolację,
oglądaliśmy filmy i graliśmy na PSP. Ok. 22:00 poszliśmy spać.
DZIEŃ 3
Trzeciego dnia dzień jak zwykle zaczął się rozruchem i odrabianiem
lekcji. Wiało ok. 25węzłów więc wreszcie wyszliśmy na wodę. Najpierw płynęliśmy
pod wiatr i co chwilę ktoś się wywracał. Następnie dziewczyny zeszły do portu ponieważ
bardzo zmarzły i trener wysłał je do brzegu. Dalej gdy zostaliśmy (Jasiek,
Wiktor i Piter) popłynęliśmy do farwateru
robiąc bardzo dużo ruf. Potem do plaży, zrobiliśmy jeszcze parę ćwiczeń
i wróciliśmy do portu. Najpierw się przebraliśmy, roztaklowaliśmy żagle,
rzuciliśmy się na kanapki i pojechaliśmy do sklepu. Kupiliśmy bardzo dużo
słodyczy, zresztą można zobaczyć to na zdjęciach. O 17:00 byliśmy w domu i
jedliśmy obiadokolację. Na żarecko była szynka z makaronem i jak zwykle pyszna sałata trenerska.
Dwadzieścia minut po obiedzie Jasiek wskoczył do basenu z którego szybciej
wyszedł nisz wszedł. Była w nim woda o temperaturze ok. 6°C. Wieczorem wszyscy się
wykapali i ok. 22:00 poszliśmy spać.
DZIEŃ 4
Dzisiaj był słaby wiatr i było ciepło. Na rozgrzewkę robiliśmy ćwiczenie „Wąż".
Polega ono na tym, że jedna osoba prowadzi, a reszta płynie za nim robiąc
zwroty w tym samym miejscu, co prowadzący. Pływaliśmy 4 godziny. Były duże i
długie fale. Niektórzy zasypiali w łódkach. Musieliśmy ćwiczyć sztagi i rufy. Ruf
robiliśmy najwięcej, sztagów mniej. Za to, zwroty przez sztag robiliśmy z przechyłem
(nikt sie nie wywrócił!). Na koniec treningu był wyścig. Na metę pierwszy
wpłynął Piter, ale został zdyskwalifikowany i wygrała Paulina!!! Wróciliśmy
około 16:00. Zjedliśmy i napisaliśmy dla was tę oto recenzję. FIR 'BLONDIE TEAM'
CDN...
Pozyskaliśmy również kilka słów od Laserowców, a dokładniej od Matysa [umieszczam bez cenzury, mając nadzieję, że w sprawie odrabiania lekcji autor fantazjuje, żeby rodziców podenerwować trochę...;-)]
Sprawozdanie z wyjazdu lanserowców [sic!] do Palamos w Hiszpanii...
Podróż samolotem (oczywiście najtańszymi liniami lotniczymi, będzie
więcej kasy na potem) minęła bez przeszkód, ponieważ graliśmy w karty, lecz
była niewygodna i pełna turbulencji. Drugi dzień minął szybko i bez przeszkód
wiatr był zbyt mocny, aby wyjść na wodę, wiało około 23 metrów na sekundę, co
dawało nieprawdopodobne wrażenie. Pogoda nam raczej dopisuje, ale temperatura daje
się we znaki (jest ZIMNO), słońce świeci a wiatr wieje i też jest zimny. Trzeci
dzień minął normalnie, czyli rano rozruch, potem śniadanie, trening
specjalistyczny, obiad, trening uzupełniający i spanie. Treningi uzupełniające
nie są zbyt ciężkie, bo mamy marszobiegi, można to porównać do wycieczek
krajoznawczych, próbujemy pobić na nich rekord w podciąganiu, który wynosi 13.
Nie chce nam się uczyć i siedzimy całe dnie na mieście, lub oglądamy filmy,
czasem też pogramy w karty. Czwarty dzień minął bardzo spokojnie, wiatr był
słaby i pływaliśmy siłą woli, pierwszy raz nie mieliśmy treningu
uzupełniającego. Teraz gramy w tysiąca i wreszcie się nagrzało, jest gorąco,
ale tylko w domu, w nocy rzeczy żeglarskie zamarzają i rano są sztywne od lodu.
W nocy cały czas nas budzi jakiś budzik, ale nie możemy go znaleźć i postanowiłem,
że jak dziś w nocy go nie znajdę to wykopie cały pokój do góry nogami.
|